czwartek, 26 grudnia 2013

– 14 –

Dni, które spędziłam w szpitalu dłużyły mi się niemiłosiernie. Rana według cioci Ami oraz wujka Kunzite (pałacowych lekarzy – zostało im to po „cywilu”) goiła się na mnie jak „na psie”. Jednak nie chcieli mnie wypuścić do domu. Nie było dnia, kiedy ktoś albo z ciekawością pytał (dziewczyny i chłopaki), albo strofował (wojowniczki, generałowie, Luna oraz ciocia Sere) mnie za mój „wyczyn”. Rodzice martwili się o mnie, a Gaia, Keiko, Ayumi i Nozomi były szczęśliwe, że żyję. Hide za to postawił sobie za punkt honoru ukaranie Heliosa. Było to o tyle trudne, iż on zniknął. Nie wiadomo było czy przeżył atak mamy i cioci Sere. Gdzieś w głębi serca czułam, że wróci. Jakimś cudem zawsze była przy mnie albo Sole, albo Diana. Nie wiem jak dostały się do szpitala, ale chyba personel przymknął na nie oko. Miałam tak dużo czasu, że znów sięgnęłam do notatnika z pozytywką. Tym razem nie było żadnych niespodzianek. Zaczęła grać melodia, a ja zagłębiłam się w lekturze.


Rei
Byłam samotna z wyboru. Zimna, nieprzystępna, wyrachowana – tak o mnie mówiono. Nie było w tym nic dziwnego – tak leczyłam złamane serce. Ja, Wieczna Wojowniczka z Marsa, osoba najbardziej wyczulona na podpowiedzi własnej intuicji dałam się zwieść. Co z tego, że związek był z typu „łatwo przyszło, łatwo poszło”. Co z tego, że zbierałam się w sumie bardzo szybko. Co z tego...
Tamtego dnia zamiast jak co dzień medytować w świątyni, poszłam pobiegać. Jak zwykle zatopiona w swoich myślach wybiegłam na jezdnię, nie patrząc. Późniejsze wydarzenia pamiętam jak pokaz slajdów, tylko poszczególne obrazy: ja lecąca nad samochodem, który mnie potrącił, moja dziwnie wygięta noga, przyjazd karetki pogotowia i ratownik. Właśnie on utkwił mi najbardziej w pamięci, a zwłaszcza jego piwne oczy wpatrujące się we mnie najpierw z niedowierzaniem, a później z lekkim przestrachem. Junji, bo tak miał na imię przyszedł do mnie kilka godzin przed operacją, w której doprowadzono moją nogę do stanu używalności. Od razu rozpoznał mnie, a ja jego. Jadeite. Uczucie wybuchło pomiędzy nami z mocą ognia. Przepadłam, a właściwie oboje przepadliśmy. Staliśmy się nierozłączni. Urodziłam trójkę cudownych dzieci, które są naszym odbiciem: Hideki – fizycznie podobny do mnie, ale mający charakter ojca, Febe – podobna do Junjego, ale mająca mój charakter oraz Hikari – mająca oczy ojca, moc po matce i łącząca w swoim charakterze cechy i moje, i swojego ojca.
Często pyta się mnie przed snem, dlaczego go kocham tak mocno. Odpowiedź jest zawsze taka sama: Ponieważ mnie pokochałeś...
Na moich ustach zaczął błąkać się uśmiech. Przewróciłam kartkę w notatniku. Oczywiście zmieniła się melodia i bohaterka.


Makoto
Samotność mnie dobijała. Odkąd pamiętam byłam sama – najpierw moi rodzice zginęli w wypadku, później umarła babcia. Jakby tego było mało rzucił mnie chłopak. Byłam z Motokim przez siedem lat. Miałam swoją, a jakże by inaczej, romantyczną wizję: kościół wypełniony po brzegi znajomymi i przyjaciółmi, przystrojony kremowymi i różowymi różami, ja sunąca przez nawę w białej sukni z bukietem czerwonych róż w ręku i on czekający na mnie przy ołtarzu. No i oczywiście obietnica wiecznej miłości. I nagle, jak grom z jasnego nieba ta wiadomość – odchodzi, ma inną i na dokładkę dziecko w drodze. Z tej bezsilnej złości walnęłam pięścią w to, co miałam najbliżej ręki – w toaletkę. Nic jej się nie stało,niestety ucierpiał jeden z moich kolczyków – złamał się srebrny sztyft, na którym osadzona była czerwona różyczka. Nie było rady – poszłam z tym problemem do jubilera. Naprawił go od ręki. Kiedy podawał mi paczuszkę z kolczykiem, niechcący otarły się nasze dłonie. Poczułam jakby wyładowanie elektryczne. Popatrzeliśmy na siebie. Szok mieszał się z radością. Nephrite, a właściwie Naoto uśmiechnął się najpierw nieśmiało, a później z tą swoją rozbrajającą bezpośredniością przyciągnął mnie do siebie. Rozpoznał mnie, tak jak ja jego. Oboje wiedzieliśmy, że żadna siła nie jest nas w stanie rozdzielić. Kilka tygodni po spotkaniu wzięliśmy ślub – tym razem był zgodny z moimi wyobrażeniami: ja, on, plaża, zachód słońca. Miałam na sobie prostą białą sukienkę, a w ręce jedną czerwoną różę. Zamiast obrączki Naoto wsunął mi na palec pierścionek ozdobiony różyczką, w której połyskiwał rubin. Listki zaś były zrobione z moich szczęśliwych kamieni – ze szmaragdów. Byliśmy szczęśliwi jak nigdy przedtem. Jednak jak się później okazało szczęścia może być jeszcze więcej. Przynieśli je nam: Ryu, Ananke i Iona.
Teraz wiem, że w tym całym chaosie najważniejszy jest ten ktoś: ktoś do kochania.



Zamknęłam notatnik. Pomyślałam, a jakże by inaczej, o Hidekim. O tym, co już mu wyznałam i czego jeszcze mu nie powiedziałam. Wiem, że czujemy do siebie to samo. Miłość – dojrzałą, głęboką, choć jeszcze całkiem młodzieńczą. Kiedy tak się rozmarzyłam stało się coś dziwnego: w pokoju pojawiła się dziwna różowa mgła, a po chwili pojawiła się ONA. W swoich czasach zwana Małą Damą. Moje poprzednie wcielenie. Chibiusa.



1 komentarz:

  1. :)))))))))))))))))))) fajne a końcówka ciekawa zwłaszcza że nie wiadomo co znowu wpadnie Arianie do głowy ? fanka 12

    OdpowiedzUsuń