Dni,
które spędziłam w szpitalu dłużyły mi się niemiłosiernie.
Rana według cioci Ami oraz wujka Kunzite (pałacowych lekarzy –
zostało im to po „cywilu”) goiła się na mnie jak „na psie”.
Jednak nie chcieli mnie wypuścić do domu. Nie było dnia, kiedy
ktoś albo z ciekawością pytał (dziewczyny i chłopaki), albo
strofował (wojowniczki, generałowie, Luna oraz ciocia Sere) mnie za
mój „wyczyn”. Rodzice martwili się o mnie, a Gaia, Keiko,
Ayumi i Nozomi były szczęśliwe, że żyję. Hide za to postawił
sobie za punkt honoru ukaranie Heliosa. Było to o tyle trudne, iż
on zniknął. Nie wiadomo było czy przeżył atak mamy i cioci Sere.
Gdzieś w głębi serca czułam, że wróci. Jakimś cudem zawsze
była przy mnie albo Sole, albo Diana. Nie wiem jak dostały się do
szpitala, ale chyba personel przymknął na nie oko. Miałam tak dużo
czasu, że znów sięgnęłam do notatnika z pozytywką. Tym razem
nie było żadnych niespodzianek. Zaczęła grać melodia, a ja
zagłębiłam się w lekturze.
Rei
Byłam
samotna z wyboru. Zimna, nieprzystępna, wyrachowana – tak o mnie
mówiono. Nie było w tym nic dziwnego – tak leczyłam złamane
serce. Ja, Wieczna Wojowniczka z Marsa, osoba najbardziej wyczulona
na podpowiedzi własnej intuicji dałam się zwieść. Co z tego, że
związek był z typu „łatwo przyszło, łatwo poszło”. Co z
tego, że zbierałam się w sumie bardzo szybko. Co z tego...
Tamtego
dnia zamiast jak co dzień medytować w świątyni, poszłam
pobiegać. Jak zwykle zatopiona w swoich myślach wybiegłam na
jezdnię, nie patrząc. Późniejsze wydarzenia pamiętam jak pokaz
slajdów, tylko poszczególne obrazy: ja lecąca nad samochodem,
który mnie potrącił, moja dziwnie wygięta noga, przyjazd karetki
pogotowia i ratownik. Właśnie on utkwił mi najbardziej w pamięci,
a zwłaszcza jego piwne oczy wpatrujące się we mnie najpierw z
niedowierzaniem, a później z lekkim przestrachem. Junji, bo tak
miał na imię przyszedł do mnie kilka godzin przed operacją, w
której doprowadzono moją nogę do stanu używalności. Od razu
rozpoznał mnie, a ja jego. Jadeite. Uczucie wybuchło pomiędzy nami
z mocą ognia. Przepadłam, a właściwie oboje przepadliśmy.
Staliśmy się nierozłączni. Urodziłam trójkę cudownych dzieci,
które są naszym odbiciem: Hideki – fizycznie podobny do mnie, ale
mający charakter ojca, Febe – podobna do Junjego, ale mająca mój
charakter oraz Hikari – mająca oczy ojca, moc po matce i łącząca
w swoim charakterze cechy i moje, i swojego ojca.
Często
pyta się mnie przed snem, dlaczego go kocham tak mocno. Odpowiedź
jest zawsze taka sama: Ponieważ mnie pokochałeś...
Na
moich ustach zaczął błąkać się uśmiech. Przewróciłam kartkę
w notatniku. Oczywiście zmieniła się melodia i bohaterka.
Makoto
Samotność
mnie dobijała. Odkąd pamiętam byłam sama – najpierw moi rodzice
zginęli w wypadku, później umarła babcia. Jakby tego było mało
rzucił mnie chłopak. Byłam z Motokim przez siedem lat. Miałam
swoją, a jakże by inaczej, romantyczną wizję: kościół
wypełniony po brzegi znajomymi i przyjaciółmi, przystrojony
kremowymi i różowymi różami, ja sunąca przez nawę w białej
sukni z bukietem czerwonych róż w ręku i on czekający na mnie
przy ołtarzu. No i oczywiście obietnica wiecznej miłości. I
nagle, jak grom z jasnego nieba ta wiadomość – odchodzi, ma inną
i na dokładkę dziecko w drodze. Z tej bezsilnej złości walnęłam
pięścią w to, co miałam najbliżej ręki – w toaletkę. Nic jej
się nie stało,niestety ucierpiał jeden z moich kolczyków –
złamał się srebrny sztyft, na którym osadzona była czerwona
różyczka. Nie było rady – poszłam z tym problemem do jubilera.
Naprawił go od ręki. Kiedy podawał mi paczuszkę z kolczykiem,
niechcący otarły się nasze dłonie. Poczułam jakby wyładowanie
elektryczne. Popatrzeliśmy na siebie. Szok mieszał się z radością.
Nephrite, a właściwie Naoto uśmiechnął się najpierw nieśmiało,
a później z tą swoją rozbrajającą bezpośredniością
przyciągnął mnie do siebie. Rozpoznał mnie, tak jak ja jego.
Oboje wiedzieliśmy, że żadna siła nie jest nas w stanie
rozdzielić. Kilka tygodni po spotkaniu wzięliśmy ślub – tym
razem był zgodny z moimi wyobrażeniami: ja, on, plaża, zachód
słońca. Miałam na sobie prostą białą sukienkę, a w ręce jedną
czerwoną różę. Zamiast obrączki Naoto wsunął mi na palec
pierścionek ozdobiony różyczką, w której połyskiwał rubin.
Listki zaś były zrobione z moich szczęśliwych kamieni – ze
szmaragdów. Byliśmy szczęśliwi jak nigdy przedtem. Jednak jak się
później okazało szczęścia może być jeszcze więcej. Przynieśli
je nam: Ryu, Ananke i Iona.
Teraz
wiem, że w tym całym chaosie najważniejszy jest ten ktoś: ktoś
do kochania.
Zamknęłam
notatnik. Pomyślałam, a jakże by inaczej, o Hidekim. O tym, co już
mu wyznałam i czego jeszcze mu nie powiedziałam. Wiem, że czujemy
do siebie to samo. Miłość – dojrzałą, głęboką, choć
jeszcze całkiem młodzieńczą. Kiedy tak się rozmarzyłam stało
się coś dziwnego: w pokoju pojawiła się dziwna różowa mgła, a
po chwili pojawiła się ONA. W swoich czasach zwana Małą Damą.
Moje poprzednie wcielenie. Chibiusa.
:)))))))))))))))))))) fajne a końcówka ciekawa zwłaszcza że nie wiadomo co znowu wpadnie Arianie do głowy ? fanka 12
OdpowiedzUsuń