czwartek, 27 lutego 2014

Promyczek

Hej, jestem Ayumi i chciałabym opowiedzieć Wam o osobie, którą nazywamy "Promyczkiem". Jestem z nią bardzo blisko związana. Ale zacznijmy od początku. No jest moją kuzynką. Urodziłyśmy się w jednym roku i jesteśmy ze sobą związane jak siostry. Razem się wychowywałyśmy, mamy wspólne sekrety i problemy. Praktycznie jesteśmy nierozłączne. Podczas gdy ja jestem zupełnie normalną dziewczyną, No ma jakiś dar. Nie potrafię tego określić. W każdym razie mówiła mi kiedyś, że przybyła tu z przeszłości. Odległej przeszłości. Podobno była tam małą wojowniczką w stylu wojowniczek planetarnych. Miała moc, która pozwoliła wygnać chaos na dobre i uratować cały świat. Wydaje mi się ta historyjka trochę naciągana, w końcu nikt o żadnej przeszłości nic nie mówi. Promyczek mówi, że Chibiusa jest z przeszłości. I że jest jej siostrą. W to na pewno nie uwierzę. Fakt, nie do końca wiem, skąd właściwie wzięła się u nas ta dziewczyna, ale Ariana mówi, że to nasza daleka kuzynka. Obie wersje są bardzo naciągane, ale je nie wnikam. W końcu kiedyś wszystko się wyjaśni. Ojej, odbiegłam od tematu... W każdym prazie Promyczek ma włosy ciemnorude, czasami prześwitują przez nie ciemno różowe pasma.Oczy ma błękitne jak letnie niebo. Ubiera się kolorowo, dobiera wzory i fasony według własnego gustu i ma za nic krytyczne zdania pozostałych. Inaczej sprawa ma się z mundurkiem szkolnym - tu już musi się dostosować. Za to jej plecak i piórnik... Istna feeria barw i kolorów. Uwielbia też wszystko, co jest związane z ogrodami. Mogłaby tam przesiadywać ile się da. Ciągle coś sadzi, przesadza, plewi, podlewa. Najdziwniejsze jest jednak to, że gładzi rośliny po liściach i do nich gada. Uwielbia słodycze. Za pączki dałaby się pokroić. Jednak mimo tych wad, jest moją najlepszą przyjaciółką.

Arianę wbiło w krzesło. Skąd ta smarkula tyle wiedziała? Fakt, że nikt nie nazywał No "Promyczkiem" zastanowił ją. Dopiero, kiedy przeczytała ona treść zadania domowego wybuchnęła śmiechem. Brzmiało ono tak: Opisz swoją przyjaciółkę lub przyjaciela wplatając w to wątki wymyślone. Spojrzała na stół w jadalni, przy którym razem z Nozomi odrabiały lekcje. Na samym jego środku stała patera pełna pączków. Z szerokim uśmiechem Ariana sięgnęła po jednego z nich, odłożyła opowiadanko siostry obok rysunku przedstawiającego "Promyczka" i poszła do swojego pokoju.

___________________________________________________________
Takie małe cóś na przełamanie się. A, że dziś Tłusty Czwartek, to i bohaterka musiała być "pączkowa". Niestety, kolejne rozdziały póki co nie powstaną (pocieszę, że raczej tylko tutaj). Co do reszty blogów mojego autorstwa:

  • Na Księżycowych zapraszam do udziału w dwóch rzeczach: konkursie (błagam, piszcie cokolwiek sensownego w komentarzach) oraz ankiecie (można wybrać kilka odpowiedzi)
  • Na Co by było gdyby... Cóż, możecie mieć nadzieję na kontynuację SŁ, co do tego drugiego jeszcze nie zdecydowałam (po głowie chodzi i tłucze się kolejne opko...)
  • Na Magia jest w nas... raczej nic nie będzie. Projekt zawieszony do odwołania... Niestety...
Tymczasem pozdrawiam przedwiosennie i życzę smacznych pączków :)

sobota, 8 lutego 2014

Informacja

Kochani. Ten blog założyłam jako pierwszy. Bardzo dziękuję wszystkim czytelnikom, niemniej z powodu kilku nakładających się na siebie spraw jestem zmuszona zawiesić na nim aktywność na czas nieokreślony. Jedno jest pewne: kiedyś tu wrócę i dokończę zawiłą historię Ariany. Tymczasem zapraszam na moje pozostałe blogi :)

poniedziałek, 27 stycznia 2014

– 17 –

Byłam sama w pokoju. Ciocia Ami pozwoliła mi się przenieść do domu. Yu  i No przymusowo spały razem, bo w pokoiku Ayumi spała Chibiusa. Ja z kolei tradycyjnie nie mogłam usnąć. Siedziałam wpatrzona w księżyc. Obok mnie spały razem Sole i Diana. Bardzo się ze sobą zaprzyjaźniły. Nagle promień księżyca padł na coś błyszczącego. Pozytywka. Notatnik wręcz zachęcał do przeczytania jego zawartości. Zapaliłam lampkę i otworzyłam go.

Zanim mnie pokochałeś...

Minako
Tamten poranek nie różnił się niczym od poprzednich. Jak zwykle poranna toaleta, śniadanie (płatki z mlekiem) i kawa. Później droga na plan filmowy. Kręciliśmy jakieś romansidło. Szczerze mówiąc, pomimo głównej roli, miałam ochotę rzucić scenariuszem i iść, gdzie mnie oczy poniosą. Zresztą tak właśnie zrobiłam. Co ze mnie była za aktorka? Śliczna buzia i nic więcej. Zero jakiejkolwiek radości i choćby cienia uśmiechu na twarzy. Pan Y. już o to zadbał. Wędrowałam bez sensu po mieście, nie zwracając najmniejszej uwagi na to gdzie jestem. Do mojej świadomości nie docierał żaden dźwięk... Z wyjątkiem jednego. Był to pisk hamulców. Spojrzałam nieprzytomnie dookoła i odkryłam, że jestem na środku ruchliwego skrzyżowania. Wkoło mnie sypały się wyzwiska, zresztą słuszne, a ja stałam tam jak wmurowana. Dopiero, kiedy ktoś wciągnął mnie na tylną kanapę samochodu oprzytomniałam.
- Co? Co sobie pan wyob... - nie dokończyłam. Wpatrywały się we mnie intensywnie niebieskie oczy. Chyba poczuł to samo co ja, bo odezwaliśmy się równocześnie:
- Jestem... Mam na imię... - żadne z nas nie dokończyło, za to wybuchnęliśmy niepowstrzymanym śmiechem.
Od tego momentu moje życie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Znów spotykałam się z przyjaciółkami, znów robiłam głupoty i znów się śmiałam. Tak, znowu byłam dawna Minako. Można powiedzieć, że Bogini Miłości zrozumiała, że do pełni szczęścia potrzebna jest jej właśnie miłość.
Czasami Koichi pyta mnie co było przedtem.
- Zanim mnie pokochałeś? Nic, co by miało jakiekolwiek znaczenie. - odpowiadam, po czym jak zawsze następuje słodki pocałunek.

Spojrzałam na zaglądający przez okno księżyc. Z tego notatnika uczyłam się teorii miłości. Dzięki niemu umiem ubrać w słowa to, co czuję. Pozytywka tymczasem zmieniła swoją melodię...

Dokąd zmierza ta historia...

Usagi
Zawsze byłam ciekawa jak długo człowiek może się zbierać po porażce. Odpowiedź przyszła niespodziewanie... Spotkałam go przez przypadek. Nie w głowie mi były romanse. Nie chciałam się zakochać. Zamknęłam swoje serce na wszelkie tego typu uczucia. Po moich wcześniejszych doświadczeniach... Zaczęło się niewinnie. Kiedy przechodziliśmy obok siebie szturchnął mnie. Wypadła mi książka, którą trzymałam w ręce. Podniósł ją i oddał, patrząc prosto w moje oczy. Przerwałam to i odeszłam. Nie zauważyłam, że wypadła mi zakładka. Stała się ona pretekstem do kolejnego spotkania. I kolejnego, i kolejnych... Po jakimś czasie staliśmy się nierozłączni. Przyjaciele, ale w jego oczach widziałam, że chce czegoś więcej. Nie byłam na to gotowa. Powiedziałam mu to wprost i niepewnie czekałam na reakcję. Zaskoczyła mnie ona. Powiedział, że poczeka. Bo jego zdaniem warto na to poczekać. Czekał tak dwa lata skutecznie burząc mury, które wokół siebie wznosiłam. Zrozumiałam, co to jest miłość. Wiedziałam, że to, co czułam kiedyś do Mamoru było tylko czymś na kształt zauroczenia pomieszanego z fascynacją. Ja i Seyia byliśmy dla siebie wszystkim. Po ślubie w końcu oddał mi zakładkę, która mi wypadła podczas pierwszego spotkania.
- Dokąd zmierza ta historia? - przeczytałam.
- Jak to dokąd? Do szczęśliwego zakończenia, Króliczku.

Zamknęłam notatnik. Uśmiechnęłam się do siebie. Ja na pewno też znajdę taką miłość. Usłyszałam pukanie do drzwi i cichutki głos. Chibiusa. Schowałam notatnik pod łóżkiem. Kiedyś jej go pokażę, ale jeszcze nie teraz. Coś mi mówiło, że te kilka wpisów może teraz zniszczyć to i tak kruche zaufanie w stosunku do nas. Drzwi się otworzyły i weszła. Była zapłakana.
- Wiesz co? Tęsknię... - powiedziała i rozpłakała się. Jedyne co mogłam zrobić, to ja uścisnąć i pozwolić się wypłakać...


niedziela, 12 stycznia 2014

– 16 –

Siedziałyśmy naprzeciwko siebie. Patrzyłyśmy sobie w oczy. Tak podobne do siebie, a jednocześnie tak od siebie różne. Poprosiłam, żeby nikt nie wchodził. Wiedziałam, że rodzice są zaniepokojeni, a Yu i No zżera ciekawość. Od dwóch godzin żadna z nas nie wypowiedziała słowa. Ja wiedziałam o niej wszystko, ona o mnie w praktyce nic. W końcu przerwałam tą ciszę.
- Co właściwie tu robisz? - zapytałam Chibiusę.
- Właściwie sama nie wiem. Chciałam przenieść się do XX wieku, zobaczyć gdzie Usagi i Mamoru popełnili błąd, ale jakimś cudem trafiłam tutaj... -  nie wiedziała co powiedzieć.
- Prawdopodobnie wypowiedziałaś zaklęcie przeniesienia w czasie w tej samej chwili, kiedy Setsuna zapieczętowała drzwi. Skierowało cię wtedy w najbliższe bezpieczne miejsce. Tutaj. - starałam się jej wyjaśnić pewne zawiłości.
- Tak, jestem tutaj, ale nikt o mnie nic nie wie... - różowowłosa była na skraju łez. - To mnie bardzo zszokowało...
- Wszyscy wiedzą, że istniało kiedyś Kryształowe Tokio. Stary Pałac do tej pory stoi. Niestety, nie można do niego wchodzić. To, co powiem zszokuje cię jeszcze bardziej. Nie jestem córką Serenity i Endymiona.
- Jak to?! To kim są twoi rodzice?
- Ayame i Daiki. - powiedziałam cicho. Na razie nie używałam ich oficjalnych imion. - Mam również starszego brata Shina i młodszą siostrę Ayumi. - uśmiechnęłam się pocieszająco.
- A Serenity?
- Jej mężem jest Seyia Kou, mają córkę Nozomi.
- Dużo się zmieniło. Musisz mi to wszystko opowiedzieć - na policzkach Chibiusy wykwitły rumieńce. Ja z kolei nie wiedziałam od czego zacząć, żeby nie wprawić jej w większy szok. Już miałam zaczynać, kiedy oślepiło nas jasne światło. Wyjrzałam przez okno. Gdzieś w głębi duszy czułam, że on się jeszcze pojawi. Helios. Miałam nadzieję, że walka nie będzie konieczna. Myliłam się. Do pokoju wpadła Sole w pysku trzymając trójkolorową gwiazdę. Musiałam walczyć. Szybko się przemieniłam i ruszyłam na pole walki. Po chwili obok mnie stała Chibimoon.
- Helios? Co wy mu robicie? Przestańcie natychmiast! - Chibiusa rzuciła się w kierunku przeciwnika. W ostatniej chwili chwycila ją swym łańcuchem Minako.
- Chibimoon, nie utrudniaj... - powiedziała Wieczna Wojowniczka z Wenus odciągając ją. W tym czasie mama i ciocia Sere utworzyły pułapkę, w której został uwięziony Helios. Były dwa wyjścia - oczyszczenie albo unicestwienie. Zbliżyłam się do niego na tyle, żeby wiedzieć, co mam zrobić. Uniosłam do góry miecz i nakreśliłam gwiazdę.
- Księżycowe odbicie - krzyknęłam. Siła ataku odepchnęła mnie wprost na Hide.  Popatrzyłam w kierunku Heliosa. Rozpływał się w powietrzu. Ostatkiem sił wypowiedział słowa:
- Przepraszam za wszystko.
Po tym zniknął. Chibiusa wyswobodziła się z łańcucha i podbiegła do mnie.
- Dlaczego to zrobiłaś? Przecież bez niego Elision... - nie musiała nic więcej mówić. Wiedziałam wszystko.
- Chibiusa, on był naszym wrogiem. Tutaj nie był strażnikiem Elisionu. Nie był też tym Heliosem, którego kochasz. Kochamy - poprawiłam się. W tym samym momencie byłam z powrotem Arianą. Kolana zaczęły mi drżeć. Hide natychmiast wziął mnie na ręce. Chibimoon stała jak wmurowana, podczas gdy my ruszyliśmy w kierunku szpitala. Zanim zniknęła za rogiem krzyknęłam jej jeszcze:
- On istnieje. Opowiem ci o nim.



niedziela, 5 stycznia 2014

– 15 –

Zatkało mnie. Kiedy rozwiała się różowa mgła, wpatrywałam się z niedowierzaniem w przybyszkę. Chibiusa. Tylko co ona tu robi? Różowo włosa wersja mnie z przeszłości opuściła rękę z kluczykiem i z nie mniejszym zdziwieniem w oczach rozejrzała się dookoła. W pokoju byłam ja, Sole, Diana oraz Ayumi i Nozomi. Dwie ostatnie natychmiast wybiegły z pokoju jakby zobaczyły ducha, Diana z wrażenia spadła z łóżka, a Sole nieświadomie zmieniła się w człowieka i podbiegła do Chibiusy. Nagle wybuchnęłam śmiechem. Sytuacja była wprost komiczna: moja kopia stoi naprzeciwko mojego poprzedniego wcielenia i... warczy. Dosłownie. Postanowiłam jednak przerwać ten spektakl i zawołałam Sole. Jakby się ocknęła i zauważyła, że jest człowiekiem. W tym samym momencie Chibiusa odwróciła na chwilkę wzrok. Sole wróciła do psiej postaci, zabrała Dianę i wyszła. Spojrzałyśmy sobie w oczy, ale żadna z nas nie miała odwagi zabrać głosu. W końcu Chibiusa zapytała: Gdzie ja jestem? Nie zdążyłam odpowiedzieć. Przerwało mi nagłe otwarcie się drzwi i stwierdzenie Nozomi: To ona! Palcem wskazywała na moje poprzednie wcielenie. Za nią stali: mama, tata, ciocia Sere, wujek Seiya, ciocia Rei, Ayumi i wujek Kunzite. Chibiusa popatrzyła w kierunku drzwi, na jej twarzy pojawił się uśmiech i zanim zdążyłam zareagować, z okrzykiem: Mamo! pobiegła wprost do zdezorientowanej cioci Sere. No i się zaczęło. Ciocia Sere wyciągnęła ręce w obronnym geście, mama z tatą w tym samym czasie odciągali Ayumi i Nozomi, ciocia Rei razem z wujkiem Kunzite usiłowali chwycić nowo przybyłą i jednocześnie ją przesłuchać, a wujek Seyia z niedowierzaniem patrzył to na ciocię Sere, to na Chibiusę. Może nie byłoby w tym nic śmiesznego i nie wybuchnęłabym ponownie śmiechem, gdyby nie dwa czynniki. Po pierwsze – wszystko wydarzyło się w drzwiach, a po drugie... Sole postanowiła wrócić do mnie i kiedy przepchnęła się między plątaniną rąk, nóg i nie wiadomo czego jeszcze, ta misterna konstrukcja runęła na podłogę. Wybuch mojego śmiechu był nagły i nieopanowany. Otrzeźwił momentalnie wszystkich. Oczywiście po zlustrowaniu mnie wzrokiem, kilku cichych inwektywach skierowanych w różne strony oraz głośniejszym: Bardzo śmieszne..., udolnie lub mniej udolnie pozbierali się z podłoża. Tłumiąc śmiech i ignorując ciekawskie, znaczące lub wściekłe spojrzenia w moim kierunku kazałam wszystkim oprócz Chibiusy wyjść z pokoju. Ostatnia wychodziła mama. Poprosiłam ją, żeby poprosiła tu Setsunę i Hotaru.
Siedziała skołowana. Stwierdziłam, że nic nie powiem dopóki nie przyjdą zaproszone przeze mnie osoby. Pojawiły się po chwili i stanęły jak wryte. Po chwili Setsuna zapytała: Co tu robisz Mała Damo? Chibiusa jakby ocknęła się, spojrzała na dwie wojowniczki i za łzami w oczach zapytała: Gdzie ja jestem? Dlaczego nikt mnie nie poznaje? Setsuna podeszła do niej i zapytała: Dlaczego przeniosłaś się w przyszłość? Przecież wiesz, że to niedopuszczalne. Już kiedyś odczułaś tego konsekwencje... Mała Dama patrzyła z niedowierzaniem. Wiedziałam co się teraz dzieje w jej głowie – jakby nasze umysły łączyła jakaś niewidzialna nić. Wiedziałam, że chce przenieść się do Kryształowego Tokio oraz to, że wiedziała, że nie może tu zostać. Setsuna też to wyczuła, bo powiedziała: Mała Damo, obawiam się, że nie możesz na razie wrócić. Po ataku na Arianę oraz jej nieświadomej wizycie w Kryształowym Tokio, musiałam zablokować portal czasu. Nikt ani nic nie może się znaleźć w przestrzeni czasowej aż do czasu walki z Galaxią. Obawiam się, że jesteś tu uwięziona i nie mogę powiedzieć na jak długo...
Chibiusa spojrzała na mnie. Leżąca obok mnie Sole zaczęła szczerzyć kły i ostrzegawczo warczeć. Uspokajałam ją głaskaniem. Podeszła do mnie i zapytała: Kim jesteś? Spotkałyśmy się już kiedyś w przeszłości, bo mam wrażenie, że Cię skądś znam...

Odpowiedziałam: Nazywam się Ariana i nie musiałyśmy się spotykać. Jestem tobą...

_________________________________________________

No i znowu trochę tu pozmieniałam. Jest więcej muzyki, nowy szablon (stary mi się po prostu znudził) no i nowy post ;) Mam nadzieję, że się choć trochę spodoba, bo pisany był w nieziemskich męczarniach i na duuuuuuuuże raty. Mam również prośbę: napiszcie w komentarzach o kim ma być najbliższa jednorazówka na Księżycowych... bo mam za dużo koncepcji, a Wasze sugestie są tu najważniejsze.
Pozdrawiam zimowo (choć za oknem nie wygląda...) :)

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Niusy, porządki i życzenia ;)

Kochani, jako, że kończy się rok postanowiłam trochę odświeżyć zawartość zakładek.
W zakładce "Bohaterowie" znajdziecie uaktualnione (bo w opku czas trochę poleciał) wizytówki Ariany i spółki rozszerzone o obecne i przyszłe przemiany. Ponadto znalazło się tam również miejsce dla reszty sailorek i ich partnerów.
W zakładce "Zwierzaki" z kolei znajdziecie opisy całej menażerii, która też się rozrosła.

Możecie również posłuchać mojej ulubionej okołosailorkowej nuty ;) Odtwarzacz jest na górze strony, więc jak komuś przeszkadza wie, gdzie się wyłącza :)

W tym roku raczej nie dodam kolejnej części przygód Ariany, ale jednorazówka na Księżycowych... na pewno się pojawi :)

No i nadszedł czas na życzenia: Wszystkiego, co najlepsze na cały Nowy 2014 Rok dla wszystkich czytelników!!! W Sylwestra szampańskiej zabawy, a w Nowy Rok krótkiego i bezbolesnego kolegi kaca ;)

DO SIEGO ROKU!!!


czwartek, 26 grudnia 2013

– 14 –

Dni, które spędziłam w szpitalu dłużyły mi się niemiłosiernie. Rana według cioci Ami oraz wujka Kunzite (pałacowych lekarzy – zostało im to po „cywilu”) goiła się na mnie jak „na psie”. Jednak nie chcieli mnie wypuścić do domu. Nie było dnia, kiedy ktoś albo z ciekawością pytał (dziewczyny i chłopaki), albo strofował (wojowniczki, generałowie, Luna oraz ciocia Sere) mnie za mój „wyczyn”. Rodzice martwili się o mnie, a Gaia, Keiko, Ayumi i Nozomi były szczęśliwe, że żyję. Hide za to postawił sobie za punkt honoru ukaranie Heliosa. Było to o tyle trudne, iż on zniknął. Nie wiadomo było czy przeżył atak mamy i cioci Sere. Gdzieś w głębi serca czułam, że wróci. Jakimś cudem zawsze była przy mnie albo Sole, albo Diana. Nie wiem jak dostały się do szpitala, ale chyba personel przymknął na nie oko. Miałam tak dużo czasu, że znów sięgnęłam do notatnika z pozytywką. Tym razem nie było żadnych niespodzianek. Zaczęła grać melodia, a ja zagłębiłam się w lekturze.


Rei
Byłam samotna z wyboru. Zimna, nieprzystępna, wyrachowana – tak o mnie mówiono. Nie było w tym nic dziwnego – tak leczyłam złamane serce. Ja, Wieczna Wojowniczka z Marsa, osoba najbardziej wyczulona na podpowiedzi własnej intuicji dałam się zwieść. Co z tego, że związek był z typu „łatwo przyszło, łatwo poszło”. Co z tego, że zbierałam się w sumie bardzo szybko. Co z tego...
Tamtego dnia zamiast jak co dzień medytować w świątyni, poszłam pobiegać. Jak zwykle zatopiona w swoich myślach wybiegłam na jezdnię, nie patrząc. Późniejsze wydarzenia pamiętam jak pokaz slajdów, tylko poszczególne obrazy: ja lecąca nad samochodem, który mnie potrącił, moja dziwnie wygięta noga, przyjazd karetki pogotowia i ratownik. Właśnie on utkwił mi najbardziej w pamięci, a zwłaszcza jego piwne oczy wpatrujące się we mnie najpierw z niedowierzaniem, a później z lekkim przestrachem. Junji, bo tak miał na imię przyszedł do mnie kilka godzin przed operacją, w której doprowadzono moją nogę do stanu używalności. Od razu rozpoznał mnie, a ja jego. Jadeite. Uczucie wybuchło pomiędzy nami z mocą ognia. Przepadłam, a właściwie oboje przepadliśmy. Staliśmy się nierozłączni. Urodziłam trójkę cudownych dzieci, które są naszym odbiciem: Hideki – fizycznie podobny do mnie, ale mający charakter ojca, Febe – podobna do Junjego, ale mająca mój charakter oraz Hikari – mająca oczy ojca, moc po matce i łącząca w swoim charakterze cechy i moje, i swojego ojca.
Często pyta się mnie przed snem, dlaczego go kocham tak mocno. Odpowiedź jest zawsze taka sama: Ponieważ mnie pokochałeś...
Na moich ustach zaczął błąkać się uśmiech. Przewróciłam kartkę w notatniku. Oczywiście zmieniła się melodia i bohaterka.


Makoto
Samotność mnie dobijała. Odkąd pamiętam byłam sama – najpierw moi rodzice zginęli w wypadku, później umarła babcia. Jakby tego było mało rzucił mnie chłopak. Byłam z Motokim przez siedem lat. Miałam swoją, a jakże by inaczej, romantyczną wizję: kościół wypełniony po brzegi znajomymi i przyjaciółmi, przystrojony kremowymi i różowymi różami, ja sunąca przez nawę w białej sukni z bukietem czerwonych róż w ręku i on czekający na mnie przy ołtarzu. No i oczywiście obietnica wiecznej miłości. I nagle, jak grom z jasnego nieba ta wiadomość – odchodzi, ma inną i na dokładkę dziecko w drodze. Z tej bezsilnej złości walnęłam pięścią w to, co miałam najbliżej ręki – w toaletkę. Nic jej się nie stało,niestety ucierpiał jeden z moich kolczyków – złamał się srebrny sztyft, na którym osadzona była czerwona różyczka. Nie było rady – poszłam z tym problemem do jubilera. Naprawił go od ręki. Kiedy podawał mi paczuszkę z kolczykiem, niechcący otarły się nasze dłonie. Poczułam jakby wyładowanie elektryczne. Popatrzeliśmy na siebie. Szok mieszał się z radością. Nephrite, a właściwie Naoto uśmiechnął się najpierw nieśmiało, a później z tą swoją rozbrajającą bezpośredniością przyciągnął mnie do siebie. Rozpoznał mnie, tak jak ja jego. Oboje wiedzieliśmy, że żadna siła nie jest nas w stanie rozdzielić. Kilka tygodni po spotkaniu wzięliśmy ślub – tym razem był zgodny z moimi wyobrażeniami: ja, on, plaża, zachód słońca. Miałam na sobie prostą białą sukienkę, a w ręce jedną czerwoną różę. Zamiast obrączki Naoto wsunął mi na palec pierścionek ozdobiony różyczką, w której połyskiwał rubin. Listki zaś były zrobione z moich szczęśliwych kamieni – ze szmaragdów. Byliśmy szczęśliwi jak nigdy przedtem. Jednak jak się później okazało szczęścia może być jeszcze więcej. Przynieśli je nam: Ryu, Ananke i Iona.
Teraz wiem, że w tym całym chaosie najważniejszy jest ten ktoś: ktoś do kochania.



Zamknęłam notatnik. Pomyślałam, a jakże by inaczej, o Hidekim. O tym, co już mu wyznałam i czego jeszcze mu nie powiedziałam. Wiem, że czujemy do siebie to samo. Miłość – dojrzałą, głęboką, choć jeszcze całkiem młodzieńczą. Kiedy tak się rozmarzyłam stało się coś dziwnego: w pokoju pojawiła się dziwna różowa mgła, a po chwili pojawiła się ONA. W swoich czasach zwana Małą Damą. Moje poprzednie wcielenie. Chibiusa.