wtorek, 29 października 2013

– 7 –

Otaczała mnie cisza. Nie wiem dokładnie, gdzie byłam, ale było tam cicho i ciemno. Otworzyłam oczy i ujrzałam pokój, który skądinąd bardzo dobrze znałam. Była to moja komnata, a właściwie komnata Małej Damy. Skąd się wzięłam w Starym Pałacu nie wiem. Leżałam na łóżku, oprócz mnie nie było nikogo w pobliżu. Wstałam i podeszłam do biurka. Było puste. W ogóle oprócz mebli w pokoju nie było nic. Skierowałam się w kierunku drzwi. Były otwarte. Wyszłam na korytarz, również przeraźliwie pusty. Szłam w kierunku wyjścia z pałacu, kiedy usłyszałam cichy głos: Idź do sali tronowej. Nie zwlekaj, nie masz dużo czasu. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było. Głos był dziwnie znajomy, jednak nie potrafiłam go w tamtym momencie dopasować do nikogo. Kim jesteś? Dlaczego mam tam iść? Nie otrzymałam odpowiedzi. Kierowana ciekawością weszłam do dawnej sali tronowej. Oprócz kilkunastu sarkofagów zobaczyłam otwarte drzwi. Podeszłam do nich i weszłam do małego pomieszczenia. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam Wszystkie broszki przemian Usagi i swoje, każde berło, każdą pałeczkę przemiany wojowniczek. Podeszłam do małej witrynki. Zobaczyłam, że jest uchylona. Leżały w niej pozytywki. Chwyciłam tą, która leżała na zewnątrz i otworzyłam ją. Rozległa się melodia. Przyjrzałam się jej. Miała złoty środek, tło było tęczowe, a na obracającym się w środku księżycu wygrawerowano imię Arianwen. Moja pozytywka? Skąd się tutaj wzięła? Rozejrzałam się dookoła, ale nie znalazłam nikogo, kto mógłby mi odpowiedzieć. Wyszłam z pokoju i podeszłam do podwójnego sarkofagu. Zobaczyłam w niej moje poprzednie wcielenie oraz Heliosa. Tęsknota, która mnie opanowała była nie do zniesienia. Nagle poczułam na plecach czyjś wzrok. Odwróciłam się, i szczęka mi opadła. Patrzyli na mnie Luna, Artemis i Diana oraz Luna P. Chciałam do nich podbiec i wziąć Dianę na ręce, lecz zniknęli tak samo nagle, jak się pojawili. Nie wiem kiedy łzy same zaczęły mi lecieć z oczu. Wyszłam z pałacu i usiadłam na parkowej huśtawce. Na tej samej, na której znalazł mnie kiedyś Fantom Śmierci. Zerwałam się i zaczęłam uciekać co sił w nogach. W ręce ściskałam pozytywkę. Potknęłam się i runęłam jak długa. Nie wiem jak długo tam leżałam. W każdym razie po jakimś czasie coś zaczęło ocierać się o moje nogi. Po chwili ktoś wziął mnie w ramiona i zaczął nieść w kierunku domu. Lekko uchyliłam oczy i napotkałam wzrok Hidekiego. Był dziwnie znajomy, taki, jak u Heliosa, a jednocześnie obcy. Obok niego truchtał szary pies – Deimos. Zamknęłam oczy. Kiedy znów je otworzyłam leżałam w swoim pokoju tak, jak zasnęłam po ostatniej rozmowie z mamą. Sen? Czy to mi się tylko przyśniło? Zegar wskazywał pierwszą w nocy. Lampka cały czas się paliła. Wszystkie drobiazgi leżały na swoim miejscu. Doszłam do wniosku, że to naprawdę był sen. Przebrałam się i skierowałam z powrotem w stronę łóżka. Na samym jego środku dojrzałam coś, co mnie zaszokowało. Leżała tam otwarta pozytywka i grała swoją melodię...  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz