Otaczała mnie cisza. Nie wiem dokładnie, gdzie byłam, ale było
tam cicho i ciemno. Otworzyłam oczy i ujrzałam pokój, który
skądinąd bardzo dobrze znałam. Była to moja komnata, a właściwie
komnata Małej Damy. Skąd się wzięłam w Starym Pałacu nie wiem.
Leżałam na łóżku, oprócz mnie nie było nikogo w pobliżu.
Wstałam i podeszłam do biurka. Było puste. W ogóle oprócz mebli
w pokoju nie było nic. Skierowałam się w kierunku drzwi. Były
otwarte. Wyszłam na korytarz, również przeraźliwie pusty. Szłam
w kierunku wyjścia z pałacu, kiedy usłyszałam cichy głos: Idź
do sali tronowej. Nie zwlekaj, nie masz dużo czasu. Rozejrzałam
się dookoła, ale nikogo nie było. Głos był dziwnie znajomy,
jednak nie potrafiłam go w tamtym momencie dopasować do nikogo. Kim
jesteś? Dlaczego mam tam iść? Nie otrzymałam odpowiedzi.
Kierowana ciekawością weszłam do dawnej sali tronowej. Oprócz
kilkunastu sarkofagów zobaczyłam otwarte drzwi. Podeszłam do nich
i weszłam do małego pomieszczenia. Jakie było moje zdziwienie,
kiedy zobaczyłam Wszystkie broszki przemian Usagi i swoje, każde
berło, każdą pałeczkę przemiany wojowniczek. Podeszłam do małej
witrynki. Zobaczyłam, że jest uchylona. Leżały w niej pozytywki.
Chwyciłam tą, która leżała na zewnątrz i otworzyłam ją.
Rozległa się melodia. Przyjrzałam się jej. Miała złoty środek,
tło było tęczowe, a na obracającym się w środku księżycu
wygrawerowano imię Arianwen. Moja pozytywka? Skąd się tutaj
wzięła? Rozejrzałam się dookoła, ale nie znalazłam nikogo, kto
mógłby mi odpowiedzieć. Wyszłam z pokoju i podeszłam do
podwójnego sarkofagu. Zobaczyłam w niej moje poprzednie wcielenie
oraz Heliosa. Tęsknota, która mnie opanowała była nie do
zniesienia. Nagle poczułam na plecach czyjś wzrok. Odwróciłam
się, i szczęka mi opadła. Patrzyli na mnie Luna, Artemis i Diana
oraz Luna P. Chciałam do nich podbiec i wziąć Dianę na ręce,
lecz zniknęli tak samo nagle, jak się pojawili. Nie wiem kiedy łzy
same zaczęły mi lecieć z oczu. Wyszłam z pałacu i usiadłam na
parkowej huśtawce. Na tej samej, na której znalazł mnie kiedyś
Fantom Śmierci. Zerwałam się i zaczęłam uciekać co sił w
nogach. W ręce ściskałam pozytywkę. Potknęłam się i runęłam
jak długa. Nie wiem jak długo tam leżałam. W każdym razie po
jakimś czasie coś zaczęło ocierać się o moje nogi. Po chwili
ktoś wziął mnie w ramiona i zaczął nieść w kierunku domu.
Lekko uchyliłam oczy i napotkałam wzrok Hidekiego. Był dziwnie
znajomy, taki, jak u Heliosa, a jednocześnie obcy. Obok niego
truchtał szary pies – Deimos. Zamknęłam oczy. Kiedy znów je
otworzyłam leżałam w swoim pokoju tak, jak zasnęłam po ostatniej
rozmowie z mamą. Sen? Czy to mi się tylko przyśniło? Zegar
wskazywał pierwszą w nocy. Lampka cały czas się paliła.
Wszystkie drobiazgi leżały na swoim miejscu. Doszłam do wniosku,
że to naprawdę był sen. Przebrałam się i skierowałam z powrotem
w stronę łóżka. Na samym jego środku dojrzałam coś, co mnie
zaszokowało. Leżała tam otwarta pozytywka i grała swoją
melodię...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz